środa, 30 marca 2016

Pierwszy miesiąc razem, czyli dobry start w dorosłość

Choć pierwszy miesiąc ze szczeniakiem dosyć dobrze podsumowuje  opis: "Siki, siki wszędzie.", dzieje się także wiele innych ciekawych rzeczy. Czasem ciężko je dostrzec, gdy oczy same się zamykają po nocnych pobudkach i zbieraniu kolejnej kupy z wykładziny (zawsze mnie zastanawiało, jaki taki maluch może wyprodukować tyle "niespodzianek"?).
Zdumiewający jest też fakt, jak szybko taki papiś rośnie. Kładę się spać, a rano piesek jest zauważalnie większy.

Pomijając jednak kwestie fizjologiczne, co jeszcze robiliśmy z Yaronem przez pierwszy miesiąc?

Przede wszystkim wciąż ma zastosowanie lista priorytetów którą (nie bez trudu) ułożyłam opisując nasz pierwszy tydzień. Kwestie tam opisane to są dla mnie absolutne podstawy i nigdy nie nadjedzie moment, gdy przestanę je rozwijać.
Z czasem podnoszę jedynie poziom trudności, dodaję rozproszenia i inne wyzwania.

Co dalej?



W ciągu pierwszego miesiąca wprowadzam Yaronowi podstawy przyszłej pracy tropowej, tak zwane "fire trails".
Przyzwyczajam psa do takiej aktywności i chcę, by od szczeniaka szukanie osób kojarzyło mu się z ekstra emocjami, najlepszą zabawą i super żarciem. Do precyzji jeszcze dojdziemy, na początek budujemy motywację i najwspanialsze skojarzenia.

Skoro już mowa o podstawach zaczynamy także fundamenty podstawy pod przyszłe treningi obedience. Tu też stawiamy na mało nauki a dużo zabawy. Detale będziemy dłubać gdy już pies załapie ideę wspólnego treningu i będzie się cieszył na jego rozpoczęcie.



Zapisujemy się z Yaronem do psiego przedszkola. O naszych przedszkolnych podbojach chciała bym napisać osobny tekst, tu nadmienię jedynie, że na ten moment najważniejszą lekcją jaką Yaron wyniósł z przedszkola jest to, że jestem fajniejsza od psich kumpli proponujących dzikie harce. Szczeniak potrafi skupić się i pracować w towarzystwie innych psów, chyba nie muszę pisać, jaka to przydatna sprawa?

Wprowadzam chodzenie na smyczy. Mieszkając na urokliwym, ale jednak zadupiu mogę nie używać smyczy całymi dniami. Ponieważ jednak kontakty z cywilizacją są nieuniknione, pokazuję Yaronowi, że jest takie ustrojstwo jak zestaw smycz + obroża i z noszeniem go wiążą się pewne zasady. 
Grzeczne chodzenie na smyczy ćwiczymy głównie przy okazji wycieczek do miasta, to chyba najbardziej zaniedbywana przeze mnie dziedzina psiej edukacji.



Około trzy razy w tygodniu ćwiczę z Yaronem na piłkach fit paws (a w zasadzie na piłkach z LIDLa). Są to krótkie, wesołe sesje. Na ten moment psiak na widok wyciągniętej piłki od razu zaczyna się na nią wspinać z zadowoloną miną oczekując nagrody. Nie wiem, czy to tylko moje odczucie, ale małe ONki to mistrzowie niezgrabności. Przeciętny border w wieku 8 tygodni kilkukrotnie przerasta  miesiąc starszego Yarona, w zasadzie mi to nie przeszkadza, w końcu każdy rozwija się w swoim tempie, jednak gdy pies ścigając zabawkę potyka się o własne łapy, po czym hamuje ryjąc nosem w błocie prze następny metr... Niejednokrotnie.
Praca na piłkach, powolna i nastawiona na precyzję i ogarnianie grubych łapek, sporo Yaronowi dała. Przynajmniej mogę być spokojna, że raczej nie skrzywdzi się podczas dokazywania. Raczej, bo przecież to zdolny pies.



Na koniec bardzo ważna sprawa! Robimy razem mnóstwo kompletnie niepraktycznych rzeczy. Bawimy się w "upoluj kończynę pod kołdrą", biegamy po błocie (czyli w zasadzie gdziekolwiek, przy ostatniej pogodzie), chodzimy na antynornicze patrole - pokazuję Yaronowi norę, on niucha i jeśli uzna ją za świeżą to rozkopuje, zwiedzamy różne miejsca, często łazimy sobie bez celu po okolicy, bez komend, posłuszeństwa i wymogów. I to jest chyba najfajniejsze.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz