wtorek, 23 lutego 2016

Wybór szczeniaka.

To jeden z tych tematów, na który napisane zostały setki a pewnie i tysiące notek na blogach, artykułów, poradników i innych mądrości.
To i ja nie będę sobie żałować.



Zoriona, na podstawie naszych wspólnych planów, wybrała dla mnie hodowczyni, co przyjęłam z ulgą, gdyż kompletnie nie czułam się na siłach sama podejmować takiej decyzji.

W przypadku Yarona sprawy miały się nieco inaczej. Do hodowli napisałam gdy miot był już na świecie, a na stronie widniało dwóch chłopaków "do wzięcia". Po tygodniu korespondencji udałam się na miejsce wybrać i zarezerwować szczeniaka.
Zanim jednak wybrałam się w drogę spędziłam tydzień zamartwiając się, jak ja u licha wybiorę tego psa?! Co jeśli wybiorę nie tak, albo wcale nie będę umiała podjąć decyzji? Wiedziałam jedynie, że stawiam na samca, a to niezbyt wiele.
Tak więc przez tydzień stałam się ekspertem na temat testów szczenięcych charakterów, przekopałam cały internet i wiele książek. Uzbrojona w wiedzę i czując się nieco pewniej ruszyłam w drogę.




Przyjeżdżam na miejsce, kieszenie mam powypychane zabawkami i smakołykami, a na twarzy determinację. Udajemy się do kojca w którym przebywały szczeniaki. Hodowca wyciąga jednego chłopaka i mówiąc "pes", stawia go na trawie. Pochyla się raz jeszcze i znów obwieszczając "pes", wyławia kolejnego szczeniaka. Mój mózg paruje gdy patrzę na te dwie śmieszne kulki z zapałem zabierające się do mordu na moich sznurówkach. Natomiast zatyka mnie kompletnie, gdy akcja "pes" powtarza się jeszcze dwa razy i po chwili obskakują mnie cztery śmieszne, futrzaste istoty.
Powtarzam sobie w głowie, że "przyszłam tu dokonać racjonalnego wyboru, przyszłam tu dokonać racjonalnego wyboru", podczas gdy prawa półkula lamentuje "wybór jednego z dwóch to masakra,a tu są cztery, co ja teraz zrobięeeee...".
Okazuje się, że choć dwóch chłopaków jest zarezerwowanych to rezerwacja nie jest przypisana do konkretnego szczeniaka i stąd ten ambaras.

Tak więc stoję sobie i ogarniam sytuację oraz cztery potworki. Gdy mam problem z podjęcie decyzji sięgam często po metodę eliminacji i tak też postanowiłam zrobić tym razem.

Samce z miotu są śmieszne. Dwa wyglądają jak malutkie, prawie gotowe owczarki, ze stojącymi uszami i innymi ONkowymi atrybutami. Dwa kolejne wyglądają jak skrzyżowanie świnki morskiej z niedźwiedziem. Są grubiutkie i bardzo puchate.

Po dłuższej chwili stania "eliminuję" oba owczarki i zostaję z dwoma misiami. Każdego z nich zabieram na bok. Z pierwszym misiem bawimy się w szarpanie różnymi zabawkami, sprawdzam jak młody poradzi sobie ze "zgubionym" w trawie chrupkiem i małą zabawką, odbiegam i wołam szczeniaka kilka razy, sprawdzam też jego chęć do przyniesienia mi rzuconej zabawki. Potem obowiązkowo mizianie, w różnych konfiguracjach, na brzuchu i plecach, po wzięciu na ręce... Macam też psie łapki i sprawdzam jak miś na to zareaguje.
Z drugim misiem powtarzam wszystkie czynności, z małym bonusem. Potrącona puszka z przysmakami spada młodemu na głowę. W tym momencie Drugi Miś, będący od początku na prowadzeniu, wygrywa bezapelacyjnie. Kiedy już puszka odbiła się od jego czoła i wylądowała z gruchotem na ziemi, miś podszedł do niej merdając ogonem i zaczął pacać ją łapą, z miną "jakie fajne coś spadło z nieba, ale super". I tak Drugi Miś został Yaronem, którego imię oznacza "pełen radości".




A teraz konkrety.
Co moim zdaniem jest najważniejsze przy wyborze psa do sportu czy pracy? Ma być psem z którym będzie się dobrze żyło na co dzień.

Dla mnie pierwszym kryterium była stabilność.
Nie wyobrażam sobie życia z psem który będzie głęboko przeżywał każdą drobnostkę. Idealny pies dla mnie to taki który może oddać się relaksacyjnemu smyraniu brzuszka, gdy obok odbywa się trening flyball, tylko po to by za chwilę być sprężonym i gotowym do pracy. Choć wiem, że ten magiczny "on/off" przycisk, to mnóstwo pracy włożonej w psa, najlepszym jej fundamentem jest stabilny charakter.

Kolejną istotną rzeczą jest wesołość.
Yaron był jedynym psem, który cieszył się ze wszystkiego, okazywał to przez całą wizytę i ani na chwilę nie przestał merdać ogonem. Nieważne, czy mógł się bawić, czy musiał grzecznie wytrzymać przytrzymywany na rękach. Fajnie mieć takiego psa, można się od niego dużo nauczyć.

Następną ważną cechą jest wytrwałość.
Tu sprawdzałam na przykład ile czasu pies będzie bawił się daną zabawką czy szukał zguby, bez utraty zainteresowania. Dla mnie to ważna cecha do przyszłej pracy na śladzie, choć ogromnie przydaje się w każdym rodzaju szkolenia.


Przyjaciółka powiedziała mi, że gdy stanę w obliczu wyboru szczeniaka, na pewno będę wiedziała który będzie do mnie pasował.
Trzeba było jej posłuchać zamiast martwić się pierdołami.


Jeśli ktoś dotrwał do końca w nagrodę ujawnię kompromitujące zdjęcie niedźwiedzio-świnki morskiej, zwanej też Misiem Dwa. Tak wyglądał dzień po mojej wizycie. Zgadnijcie, czemu ogon na zdjęciu jest rozmazany?





piątek, 19 lutego 2016

O co tu chodzi?

...Czyli po co w internecie kolejny psiotematyczny blog.
Otóż blog jest głównie dla mnie. Mam potrzebę posiadania zapisków na temat naszych wspólnych poczynań. Jeśli ktoś z szanownych czytających także jest zainteresowany to zapraszam do lektury.

Przed Wami - Yaron z Jirkova dvora.

Dla ciekawych rodzice Yarona:
http://www.jinopo.cz/studdogs.php?lg=en#jokas
http://www.jinopo.cz/females.php?lg=en#prefa

Czego możecie się spodziewać na blogu?
Zapisków z treningów tropienia użytkowego i obedience, rozważań nad życiem codziennym z użytkowym owczarkiem niemieckim, opisów naszych wyjazdów i przygód oraz bardzo dramatycznych rozterek gadżeciaża (czyli "czy na pewno potrzebujemy tej zabawki?"*).


*wiadomo, że tak!