piątek, 18 marca 2016

Pierwszy tydzień razem, czyli budowanie więzi

Za nami pierwszy dzień w nowym domu, psiak wstępnie zadomowiony, oswoił się z nową sytuacją. Co dalej?
Poniżej postaram się opisać nasz pierwszy wspólny tydzień, rozbijając go na poszczególne aktywności, zaczynając od tych dla mnie najbardziej istotnych. Swoją drogą, to bardzo pouczające i wcale niełatwe zadanie, poukładać to wszystko w kolejności od najistotniejszych. Jak tu wybrać?!

Przywołanie

Znalazło się na pierwszym miejscu, ponieważ dobre przywołanie przekłada się bezpośrednio na bezpieczeństwo naszego psa, nie może być nic bardziej priorytetowego.
Przywołanie ćwiczę od pierwszego dnia, w domu, na podwórku, na spacerze, kiedy tylko się da. Widzimy coś ciekawego? Najpierw wołam Yarona do siebie, obficie nagradzam za podejście i kontakt a potem zwalniam do "obiektu". Albo i nie. Jeśli "obiektem" jest coś z czym nie chcę by młody wchodził w interakcję po przywołaniu zajmuję go zabawą i jedzeniem i oddalamy się.

Kiedy biega luzem, pozwalam Yaronowi swobodnie eksplorować a od czasu do czasu przywołuję go do siebie i nagradzam mizianiem, zabawą, częścią dziennej porcji karmy albo smakołykiem - niespodzianką. Lub kombinacją powyższych, jeśli przyjdzie do mnie oderwawszy się od czegoś wielce absorbującego, na przykład końskiej kupy albo martwego kreta.

Oczywiście należy znać swoje ograniczenia, dlatego trudność przywołania stopniuję z wyczuciem. Nie wołam psa gdy ilość rozproszeń jest duża i nie mam pewności, czy zareaguje, na przykład, gdy młody jest właśnie w trakcie szaleńczej zabawy z innym psem.



Socjalizacja

To strasznie obszerny temat i zapewne poświęcę mu osobny wpis. Znalazła się na drugim miejscu, ponieważ nie da się jej nadrobić. Okienko socjalizacyje się zamyka i koniec :P
Dlatego przez pierwszy tydzień staram się pokazać szczeniakowi spore spektrum sytuacji, przedmiotów i stworzeń. Dbam tu bardzo o to, by wszystkie te interakcje, nawet jeśli stanowią wyzwanie nie były dla psa przytłaczające. Unikamy zatłoczonych czy głośnych miejsc, stawiam raczej na dużo wędrowania po zróżnicowanym terenie, obserwację różnorakich dziwów, ale niekoniecznie interakcję z nimi i mnóstwo miłych doznań ze strony różnych ludzi.



Budowanie zaufania

Znów strasznie rozległe pojęcie. Ponieważ dla szczeniaka jestem obcą osobą staram się aby poznał mnie z jak najlepszej strony. Dużo czasu poświęcam na obserwowanie młodego, uczę się jego sposobu komunikacji i staram się respektować komunikaty wysyłane do mnie. Chcę, żeby pies wiedział, że przy mnie może się czuć bezpiecznie i nie narażę go na stres czy niebezpieczeństwo (nie mówię tu o trzymaniu szczeniaka pod kloszem, umiarkowany stres to wyzwanie i jest potrzebny psiakowi do rozwoju). Przykładowo, kiedy Yaron uważa, że coś jest bardzo straszne nie przyciągnę go w stronę potworności by pokazać mu, że to nic takiego. Zawsze daję młodemu czas by zdecydował, czy chce zbadać osobliwość i pozwalam by zrobił to w swoim tempie. Jeśli Yaron uznaje, że jakiś pies jest straszny wołam go do siebie i oddalamy się zamiast na siłę oswajać.
Nie pozwalam by w mojej obecności inne psy czy ludzie traktowali młodego w sposób wywołujący u niego zbyt duży stres. Znów nie mam tu na myśli klosza. Nie porywam psa na ręce jeśli w trakcie zabawy zostanie przewrócony. Natomiast gdy widzę zbliżającego się psa z potencjalnie agresywnymi zamiarami ustawiam młodego za sobą i sama odganiam intruza. Jeszcze uważniej pilnuję ludzi, po tych to nie wiadomo czego się spodziewać :P



Odpoczynek

Dla mnie podstawa. Nie cierpię bezsensownego nakręcania się u psów. Pies towarzyszy mi w wielu sytuacjach i dla jego i mojego komfortu dobrze będzie, jeśli szczeniak szybko nauczy się relaksować w różnych sytuacjach.
Takie nic nierobienie trzeba ćwiczyć, tak samo jak komendy czy grzeczne chodzenie na smyczy. Ale odpoczywanie, niezależnie od okoliczności, jest moim zdaniem jedną z najważniejszych umiejętności

Poza czasem drzemki, kiedy maluch po prostu śpi staram się poświęcać sporo czasu na wspólny odpoczynek. Czyli po prostu siedzimy w domu, Yaron leży obok mnie i gryzie gryzak, albo po prostu obserwuje co się dzieje. To samo na dworze, robimy przerwy w eksploracji by po prostu posiedzieć razem, porozglądać się, zrelaksować.



Ignorowanie

Nie każdy zauważony na horyzoncie człowiek czy pies jest najlepszym kumplem z którym natychmiast trzeba się przywitać. Ćwiczymy więc ignorowanie ludzi i psów.
Do ćwiczeń wykorzystuję przypadkowych przechodniów i psy, najlepiej prowadzone na smyczy. Kiedy Yaron wykazuje zainteresowanie obcym wołam go do siebie i oferuję ciekawe zajęcia blisko mnie - czy będzie to skarmianie, mizianie, zabawa czy wykonanie jakiejś komendy za smakołyk? A może po prostu pobiegniemy razem w drugą stronę wesoło targając smyczą? To już zależy od sytuacji. Tu też stosuję zasadę delikatnego stopniowania trudności.
Często też nagradzam Yarona gdy sam decyduje się na spokojne obserwowanie ludzia czy psa.



Podążanie

Sprawa niezwykle przydatna. Choć szczeniak wydaje się mieć opcję "podążanie" wbudowaną fabrycznie to wiem, że przed nami okres buntu i buzujących hormonów. Także nie szczędzę pochwał i nagród ilekroć Yaron zdecyduje się podążać za mną. To taka podążeniowa lokata na ciężkie czasy dorastania.
Nagradzam takie zachowania kiedy młody jest luzem, jak i na smyczy.



Zabawa

Ćwiczymy bawienie się :)
Docelowo chcę by psiak chętnie bawił się gdy mu to zaoferuję, nawet w rozpraszającym otoczeniu. Dlatego powoli i starannie buduję u Yarona wartość zabawy ze mną. Na początek bawimy się gdy młody jest pobudzony albo ma głupawkę, ewentualnie gdy sam się o to doprasza. Uruchamiam kreatywność i staram się aby każda zabawa była dla psa zaskakująca i baaardzo absorbująca. Na przykład wyrzucam garść zabawek i pozwalam szczeniakowi wybrać najatrakcyjniejszą, albo wyciągam szarpak, a potem jeszcze jeden i jeszcze. Każdy fajniejszy od poprzedniego. Równocześnie pracuję nad tym, by Yaron wybierał zabawki które sama oferuję. Nawet jeśli obok leży ulubiona piłka - krokodylek staję na głowie, by zabawka którą mam w rękach była atrakcyjniejsza. Nie szczędzę entuzjazmu, pogoni, tarzania się i dzikich dźwięków. Sąsiedzi i tak już mają wyrobione zdanie o moim stanie umysłowym.



Kennel

Kennel od pierwszego dnia ma być superfajnym miejscem. Codziennie młody dostaje tam część swojego jedzenia, gryzaki i jest chwalony za każde wejście do klatki z własnej inicjatywy.
Dodatkowo obowiązuje zasada, że Yaron ma w kennelu święty spokój - nikomu nie wolno mu przeszkadzać gdy w spokoju zjada tam gryzaka. Dzięki temu klatka szybko staje się bezpiecznym azylem, ale też składnicą skarbów. Jeśli w domu zginie kapeć wiadomo gdzie należy się udać celem wydobycia zguby.
Wprowadzam też zasadę, że po każdym powrocie do domu Yaron dostaje małą porcyjkę żarcia w klatce. Dzięki temu już na drugi dzień szczeniak pędem leci do kennela jak tylko wejdzie do domu. Wystarczy podłożyć komendę :)

Jedzenie

Kolejna ważna inwestycja. Uczę szczeniaka, że moja obecność przy jedzeniu zwiastuje coś ekstra. Wyciągam rękę w stronę miski gdy Yaron je, tylko po to, by dołożyć do niej smaczny kąsek. Kiedy młody pożera gryzaka oferuję mu coś pyszniejszego na wymianę. Trzymam obgryzaną kość i oddzielam z niej kawałki mięsa podając młodemu. Pokazuję, że wszelkie majstrowanie przy misce czy innym jedzeniu jest w porządku i niesie ze sobą same fajne rzeczy.
Dzięki temu mogę liczyć, że jeśli pies znajdzie na spacerze tygodniowego, rozjechanego szczura to zechce oddać znalezisko zamiast pospiesznie je połknąć widząc, że się zbliżam. Przekonamy się jak będzie :)

Aktywizacja nosa

Ponieważ mały owczarek to wzrokowiec przyzwyczajam go do polegania na nosie w różnych sytuacjach. Bawimy się w chowanego na dworze (niezbyt wymagającą wersję, piesek wciąż potyka się o własne łapy gdy poniesie go entuzjazm), rzucam mu smakołyki w trawę lub chowam je w kocyku, aranżuję także poszukiwanie zabawek pochowanych na dworze lub w domu, albo po prostu rzuconych w sypki śnieg.



Pierwsze komendy i hasła

Czyli budujemy słownik którym będę mogła czytelnie porozumiewać się ze swoim psem.
Uczę Yarona siadania i kładzenia się na komendę, do tego wymienione wcześniej przywołanie. Młody poznaje też hasła na jedzenie i zabawę, słowa aprobaty ("dobrze, brawo") i ostrzeżenia ("ej") oraz zwolnienia ("ok") i zabronienia ("nie"). Nie oczekuję, że Yaron od razu załapie znaczenie poszczególnych słów. najpierw sama muszę się nauczyć stosowania ich w odpowiednich sytuacjach, aż stanie się to niemal odruchowe. Zresztą szczeniak wydaje się być w tym temacie bystrzejszy od przewodnika.

Dotykanie

Uczę Yarona, że wszelki kontakt fizyczny jest fajny. Codziennie wieczorem staram się poświęcić chwilę na relaksacyjne mizianie. Głaszczę i masuję szczeniaka aż będzie rozluźniony do drzemki włącznie, przy okazji przyzwyczajam go też do dotykania bardziej wrażliwych miejsc. Czyli masuję mu łapki, bawię się ogonem, zaglądam do uszu, smyram po nosie i takie tam. Cały czas pilnuję aby pies pozostał wyluzowany i rozluźniony. Przyda się na przyszłość do weterynarza, zabiegów pielęgnacyjnych czy choćby po to, by pies nie siał fermentu "bo ktoś mi dotknął ogon, to było straszne!"

Załatwianie się na dworze

Z jednej strony od szczeniaka nie ma co wymagać zbyt wiele w tym temacie, z drugiej im szybciej opanuje on załatwianie się na dworze tym lepiej dla mojego zdrowia psychicznego i kondycji podłogi. Także trzymam się schematu z pierwszego dnia pobytu a każde załatwienie się na dworze witam eksplozją radości.


To by było na tyle. Z jednej strony wydaje się okropnie długi, z drugiej większość poruszonych w niej umiejętności trenujemy niejako przy okazji codziennych czynności. Ważne jest by pamiętać, że wychowanie szczeniaka to nie jest jakaś lista do odhaczenia ani tym bardziej wyścig kto nauczy swojego małego geniusza większej ilości sztuczek w krótszym czasie. Łatwo jest odnieść takie wrażenie czytając artykuły w sieci czy oglądając filmiki.

Na koniec ostatnie ćwiczenie, tylko dla człowieka: Nie spinaj się za bardzo :)
Sama powinnam wykonywać je nieco sumienniej... Ale jest bardzo trudne. W razie czego meliska i relaksujący spacer z pieskiem, podczas którego nie będziesz wymagać od niego absolutnie nic (no, może poza minimum przyzwoitości).



6 komentarzy:

  1. Fajne. Dzięki. trochę się poczułem jakbym na studia wrócił, ale da radę czytać ;) A socjalizacja znaczy z kim onaż? A tego rzucania się na pacjenta rękę też uczysz? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O socjalizacji będzie osobny tekst. Długi :)
      Żadnego rzucania się! Yaron ma kochać cały świat!

      Usuń
  2. Bardzo, bardzo fajna notka! Widzę, że mamy podobne podejście do wychowywania szczylków ;)
    Uważam, że bardzo ważne są takie normalne, życiowe podstawy i to pierwsze, co pies powinien swoim rozumkiem ogarnąć. Bo cóż nam z tego, że mamy np super aport, skoro pies nie potrafi zostawać sam w domu i każde nasze wyjście to dla niego ogromne niebezpieczństwo.
    Życzę powodzenia w dalszej pracy z Yaronem, na pewno wyrośnie z niego fajny pies ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że tekst Ci się podobał. Myślę, że pisania o takich podstawach nigdy za wiele.
      Dziękujemy za życzenia :)

      Usuń
  3. Dobry wpis :) Fajnie prowadzisz małego, myślę że to doskonale zaprocentuje na przyszłość!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Na pewno nie omieszkam opisać co z tego wychowania wyniknie.

      Usuń